#295 RECENZUJEMY: Bovska - "Kaktus"
Bovska - "Kaktus" źródło: facebook.com/Bovska |
Boska Bovska
Po raz pierwszy polska
telewizja przyczyniła się do promocji naprawdę wyjątkowej i godnej uwagi
artystki. No może po raz drugi, podobnie było z zespołem Isle Of Love, którego utwory mogliśmy regularnie usłyszeć w serialu
‘Aż Po Sufit’. Ich sukces jednak nie był zbyt spektakularny. Zazwyczaj media
karmią nas doskonale znanymi większości nazwiskami. Średnio przez dwa lata,
mamy okazję słyszeć w serialach te same fragmenty utworów, przez co chcąc nie
chcąc, często znamy je na pamięć, nie mając pojęcia, kto jest ich autorem.
Tym razem brawa należą się
telewizji TVN, która przyczyniła się
do wielkiego sukcesu Bovskiej, o
której będzie dziś mowa. To właśnie „Kaktus”,
czyli pierwszy singiel z jej debiutanckiego albumu o takim samym tytule,
pojawia się w czołówce serialu „Druga
Szansa”, cieszącego się ponad dwumilionową oglądalnością każdego tygodnia.
Jeśli zamierzacie śledzić kolejne odcinki to pocieszam, że usłyszycie o wiele
więcej utworów tej młodej, bardzo zdolnej Pani.
Wystarczy o telewizji, bo
choć była trampoliną do sukcesu dla artystki, to na pierwszym miejscu stawiam
muzykę i na niej skupię moją uwagę. Przyznam
szczerze, że choć tegoroczny marzec obfitował w ogrom doskonałych premier na
polskim rynku muzycznym, począwszy od Ani
Dąbrowskiej przez Julię Marcell, kończąc
na Kortezie,
to właśnie „Kaktus” gościł w moich
głośnikach najczęściej. Brakowało mi artystki takiej jak Bovska, która w sposób
bardzo wyrafinowany pozwoliła sobie na totalne instrumentalne i dźwiękowe
szaleństwo, które jest po prostu „smaczne”. Ostatnio pisałem m.in. o zespole Chaotic Pieces, który w tych
eksperymentach chyba nieco się zagubił, poszedł o krok za daleko, przez co
całość stała się dla mnie trudna w odbiorze i nieco męcząca. W przypadku Magdy jest zupełnie inaczej. Pewnie
zastanawiacie się o jakiej Magdzie piszę? O Magdzie Grabowskiej – Wacławek, która ukrywa się pod pseudonimem Bovska. Ta młoda, zaledwie 31-letnia
kobieta jest ilustratorką, projektantką
i muzykiem. Ukończyła Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina oraz
warszawską Akademię Sztuk Pięknych. Artystka kompletna? Na to wygląda. Dodam,
że niesamowicie imponują mi i inspirują mnie takie osoby.
Bovska źródło: facebook.com/Bovska |
To zabawne, bo kolejne
zdanie chciałem rozpocząć od słów „mocną stroną tego albumu jest…”. Problem
nastąpił po słowie jest, bo zakończeniem idealnym byłoby zarówno muzyka, teksty,
jak i niezwykła estetyka, co daje nam spełnioną całość.
Zacznę od tekstów. Na
polskim rynku brakuje dobrych tekściarzy. Mamy za to szerokie grono „artystów”,
którzy potrafią nagrać album nie przykładając wagi do tak ważnego aspektu jakim
jest słowo, przez które wraz z muzyką wyrażamy emocje. Z drugiej strony na
rynku muzycznym pojawiają się takie osobowości, jak Marta Markiewicz, znana szerszemu gronu jako Sarsa. Aby prawidłowo zinterpretować jej teksty, należy wyjść poza
schemat, doszukać się drugiego dna, a na koniec zadać samemu sobie pytanie, czy
na pewno o to chodziło. Teksty Bovskiej to kopalnia przenośni, niebanalnych
porównań i przepięknych epitetów. Mimo że cały albumu jest dość chaotyczny pod
względem emocjonalnym, to ja kupuję go w całości. Teksty piosenek wyszły w pełni spod
pióra wokalistki, natomiast Jan Smoczyński pomagał przy tworzeniu warstwy
muzycznej i jest odpowiedzialny za finalną produkcję krążka.
Album trudno zakwalifikować
do jednego gatunku muzycznego. Obecnie gości w kategorii nowości. Pytanie,
gdzie znajdzie się dla niego miejsce później. Najprostszym rozwiązaniem byłoby
umieszczenie go na półce z napisem „ambitny pop”, bowiem tak właśnie określa
się dziś popowe albumy, na których goszczą syntezatory, a całość udekorowana
jest szczyptą elektroniki. Trochę mnie to irytuje, bo dodanie wymienionych
elementów do popowych kompozycji nie nadaje im jeszcze miana ambitnych. Z
drugiej strony co z tym fantem zrobić? W tym przypadku sprawdziłoby się to
doskonale.
Rytmiczny, chwytliwy i skaczący
po szerokiej rozpiętości dźwięków „Kaktus”
stanowi potencjalny hit. Choć media
twierdzą, że utwór będzie królował na listach przebojów tej wiosny, to moim
zdaniem trudno się tego spodziewać ze względu na fakt, że utwór do tej pory nie
zagościł w radiowych rozgłośniach. Można zatem zadać sobie pytanie, czy po
skoku na głęboką wodę, Bovskiej uda się dalej sprostać oczekiwaniom
komercyjnego grona odbiorców? Obawiam się, że nie.
Album rozpoczyna się
niespełna minutowym, nazwałbym to muzyczno-słownym prologiem, zatytułowanym „W
jedną stronę”, w którym artystka tajemniczym tonem nuci słowa „Zabierz mnie
daleko stąd”. Słowa znajdują swoje odbicie na albumie, bo to zdecydowanie
ciekawa i niezwykle inspirująca podróż przez las dźwięków wielu instrumentów
oscylujących w gąszczu syntezatorów. Pierwszym utworem jest jedna z
mroczniejszych i bardziej tajemniczych pod względem brzmienia kompozycja. Z
drugiej strony natomiast utwór ten jako jeden z nielicznych ma duży potencjał
radiowy. „Nie ogarniam”, bo o nim mowa, w bardzo ciekawy sposób opowiada o
zagubieniu w miłości, która potrafi namieszać nam w głowach i wybić z rytmu
codzienności, jak nic innego. Utwór ten ma doskonałą dynamikę. Spokojna
zwrotka, zmysłowe, tajemnicze przejście i wręcz wykrzyczany refren. Ciarki na
plecach gwarantowane.
Pisząc o dynamice utworu
„Nie ogarniam”, tak naprawdę należy odnieść się do całości krążka, bo utwory,
choć często przekraczające cztery minuty, co w dzisiejszych czasach już jest całkiem
długą formą (o ironio), nie nudzą się w odbiorze ani na moment. Gdy tylko
pojawia się chwila znużenia, jak w przypadku „Lekkości podzielenia”, czy „Oko
do oka”, artystka karmi nas mocnym podbiciem dźwiękowym, zmianą rytmu, czy po
prostu zastrzykiem brzmień syntezatorów, totalnie zaspokajając muzyczny głód.
Na albumie są trzy utworu o
podobnej stylistyce, które z pewnością skradną Wasze serca, podobnie jak
skradły moje. Należą do nich „Dachy”,
„Wyspa” i oczywiście „Składak”. Trudno mieć do nich
jakiekolwiek zastrzeżenia. Pisać o miłości można na wiele sposobów, lecz
większość z nich jest już po prostu oklepana. Wciąż dostajemy to samo, w nieco
zmienionej formie. Bovska pisze o
miłości w sposób wyjątkowy, pozostawiający pole do interpretacji. Trzeba
mieć w sobie ogromne pokłady wrażliwości, by umieć w taki sposób opisywać
uczucia, a w szczególności miłość.
Jeśli myślicie, że to album
pełen ballad, które ukołyszą Was do snu, to nic bardziej mylnego. Mamy na nim,
poza „Kaktusem” energetyczne utwory, takie jak „Bomba”, „Hula Hop”, czy jeden z
moich faworytów „Póki czas”. Ostatni
z wymienionych to obok tytułowego „Kaktusa” i mrocznego „Nie Ogarniam” kolejny
kandydat na hit. Jak miło byłoby usłyszeć tak wartościowy utwór w rozgłośniach
radiowych i wraz z Magdą Bovską wykrzyczeć charakterystyczne „całuj mnie jeśli chcesz!”, jadąc na
przykład samochodem! Pozytywna energia i radość płynąca z tego utworu jest
niesamowita, prawdziwy muzyczny antydepresant.
Album zamykają dźwięki
utworu „W drugą stronę”. Po nim możemy usłyszeć natomiast tzw. bonus track, którym jest anglojęzyczny
utwór „The Man With An Unknown Soul”, który być może część z Was kojarzy.
Pojawił się na soundtracku do filmu „Planeta Singli”. Jako ciekawostkę dodam,
że to właśnie w języku angielskim Bovska tworzyła swoje pierwsze kompozycje. W
sieci na oficjalnym kanale YouTube wokalistki znajdziecie także piękny klip do
utworu „Long Way”. Choć jej
angielski trochę kuleje to klip ogląda się całkiem przyjemnie.
Bovska źródło: facebook.com/KOPIszka |
Bez wątpienia jest to
najpiękniej wydany polski album w mojej kolekcji. Ilość pracy i serca włożonego
w oprawę graficzną jest zdumiewająca. Zamawiając album możecie spodziewać się
ręcznie wypisanej, kolorowej koperty, w której znajdziecie… wiele pięknych
rzeczy! Nie chcę psuć Wam zabawy i frajdy. Ja miałem ogromną przyjemność.
„Kaktus” to dla mnie album niemal doskonały. Życzę sobie i Wam, aby
debiutów takich jak ten było na polskim rynku muzycznym jak najwięcej. Tu
wszystko się zgadza – brzmienie, niezwykła wrażliwość i ogromna charyzma. Mam
nadzieję, że ciekawość twórczości Bovskiej nie jest chwilowa. W końcu rzadko
zdarza się, by album debiutanta znalazł się na podium najlepiej sprzedających
się płyt w najpopularniejszym serwisie z muzyką. Zainteresowanie „Kaktusem”
przerosło oczekiwania i trzeba było dotłoczyć kolejne egzemplarze krążka.
Bovskiej życzę, by wspomniane zainteresowanie trwało jak najdłużej i owocowało
kolejnymi inspiracjami. Mam nadzieję, że niebawem będę miał wielką przyjemność
usłyszeć materiał z „Kaktusa” na żywo!
OCENA:
8.5 / 10.0
Zapraszamy na nasz facebookowy profil!
Komentarze
Prześlij komentarz
Czekam na Twoją opinię! :)