Melancholijny musical Ralpha Kamińskiego. Recenzja albumu "m o r z e".



Ralph Kamiński to muzyk i autor tekstów, absolwent Akademii Muzycznej w Gdańsku, dusza artystyczna w pełnej krasie. Po raz pierwszy oczarował mnie podczas występu na Opolskiej Scenie Alternatywnej, która miała miejsce czwartego dnia doskonale wszystkim znanego opolskiego festiwalu. Swoją wrażliwością, charyzmą i charakterystycznym, teatralnym sposobem śpiewania sprawia, że nie da się przejść wobec jego twórczości obojętnie. Morze to swego rodzaju musical i chyba właśnie to słowo najtrafniej oddaje charakter kompozycji zawartych na krążku. Gdy odtwarzałem trzy utwory, do których powstały klipy, pomyślałem sobie jak znakomitym pomysłem byłoby stworzyć z tego materiału visual album, czyli wydanie go w postaci utworów połączonych z obrazem, tak jak zrobiła to Beyonce czy chociażby SEALS, którzy ostatnio zaprezentowali swoją debiutancką EPkę. Teledyski Ralpha zrealizowane są z wielką dokładnością i wyczuciem, są nieprzekombinowane, a to sprawia, że muzyka i obraz nawzajem się dopełniają.

Wszystkie teksty pochodzą spod pióra Ralpha, są rozbudowane, pełne metafor, ale przede wszystkim emocji. Opowiadają o samotności, utraconej miłości, której nie dano szansy na przetrwanie. Szczególnie uwagę zwracają takie teksty jak „szkoda, że naszą miłość nie chciał wstrzymać dla nas czas” z tytułowego utworu „Morze” czy „zawsze, zawsze będę Cię kochał” płynące z utworu „Zawsze”. Ralph obnaża się przed odbiorcą, wylewa kubeł skondensowanych emocji, jednocześnie pozostawiając przy tym pole do interpretacji. To imponujące jak wielkie pokłady wrażliwości tkwią w tak młodym człowieku, co więcej, jak doskonale udało mu się przelać je na papier. Z pewnością spora część z Was będzie mogła się utożsamić z opowiedzianą przez niego historią!

Szczególne wrażenie robi również szerokie spektrum instrumentalne zawarte na płycie. Usłyszymy tu od najbardziej zwracającego na siebie pianina (wspaniała Agi Brine), przez skrzypce, altówkę, wiolonczelę kończąc kontrabasie. Polecam odtworzyć ten album na dobrych głośnikach, które w pełni oddadzą wysmakowane brzmienie. Jeśli sam Ralph wziął na swoje barki komponowanie poszczególnych partii to absolutne chapeau bass.

Na koniec muszę docenić także szatę graficzną krążka, która dopracowana jest do perfekcji. Okładka w pięknym, morskim kolorze, w dodatku na matowym papierze, zwraca na siebie uwagę swoją szlachetnością. Należy to docenić i nie ukrywam, że zawsze cieszy mi się buzia, gdy mam przyjemność trzymać tak przyjemnie wydany album w dłoni.



Po dokładnym wsłuchaniu się w debiutancki album Ralpha Kamińskiego obawiam się, że spora część osób po odtworzeniu krążka odłoży go na półkę i stwierdzi, że to trochę nie ta bajka. Nie jest to album dla wszystkich, trzeba z takimi dźwiękami trochę obcować, by mieć pełną przyjemność odbioru dość wymagającego materiału. Jedynym minusem, którego nie mogę pominąć to fakt, że Ralph brzmi w każdym utworze bardzo podobnie, brakuje tu wokalnej dynamiki, co sprawia, że po pierwszym odsłuchaniu utwory zlewają się w całość. Ten fakt budzi we mnie niepokój związany z tak zwanym sprawdzianem drugiej płyty. Drzemie we mnie wielka nadzieja, że wraz z dalszym rozwojem nie będzie tu miało miejsce muzyczne kserowanie swojej dotychczasowej twórczości. W Ralphie drzemie naprawdę wielki potencjał, ważne jednak, by sam nie zamknął się wyłącznie w jednej stylistyce.







Zapraszamy na nasz facebookowy profil!



www.facebook.com/zaufajmuzyce

Komentarze

Popularne posty