RECENZUJEMY: Mery Spolsky - "Miło Było Pana Poznać"

Dzień dobry very much! Pozwolę sobie zacząć dzisiejszą recenzję zwrotem, który rozpoczyna debiutancki album Mery Spolsky, bo właśnie o nim będzie mowa. Pod lupę wezmę wszystkie utwory, które pojawiły się na krążku młodej artystki, sprawdzę czy tworzą one spójną całość, jednak pole do wszelakich interpretacji zdecydowanie oddam w Wasze ręce. Jeszcze przed premierą wydawnictwa padło z mojej strony już sporo „ochów” i „achów”. Czy były one słuszne i czy zachwyt utrzymał się po przesłuchaniu debiutu Mery
w całości? Zapraszam do lektury krótkiej recenzji, która wyraźnie wskaże odpowiedź na to pytanie.

Mery Spolsky
źródło: portalludzisztuki.pl


Co wiemy o Mery Spolsky? Ma na imię Maria, jest młodą dziewczyną z Polski, która komponuje, pisze teksty, projektuje ubrania, ale co imponujące, udaje jej się całkiem dobrze wszystkie pasje godzić. Dołączyła do rodziny artystów wytwórni Kayax i to właśnie pod ich szyldem ukazał się debiutancki krążek. To, co możecie usłyszeć na płycie, to niemal dokładnie taka wersja, z którą artystka udała się do wytwórni. Wierzcie mi, to rzadkość, ukłony dla Kayaxu!

Mery Spolsky, jak pisałem we wcześniejszym wpisie, to barwny ptak, który na dobre zadomowił się na polskim rynku muzycznym
 i z coraz większą intensywnością daje o sobie znać. I bardzo dobrze, bo wyznacza ona nową ścieżkę wśród artystów młodego pokolenia i pokazuje, że nie wszystkie popowe utwory muszą brzmieć niemal tak samo. Mało jest tak odważnych debiutów, szczególnie w gatunku muzycznym, który reprezentuje, czyli POPie, połączonym z elementami elektroniki.

Odwaga przejawia się zarówno w brzmieniu, jak i w słowie, które odgrywa tutaj kluczową rolę. O albumie artystka pisze tak: „Jest kilkunasto-piosenkowym listem do jednej, prawdziwej osoby, która nagle pojawiła się w życiu Mery Spolsky i zniknęła.” Szczerze współczuję temu Panu, bo domyślam się, że miał już okazję usłyszeć parę słów o sobie. Mery ukazuje, choć zazwyczaj w krzywym zwierciadle, jak cienka jest granica między miłością a nienawiścią.

Album rozpoczyna krótkie intro, w którym dowiadujemy się czego możemy spodziewać się na albumie. Zapowiedź dużej ilości basów być może jest nad wyraz, ale dzięki temu w momentach, kiedy muzyka nieco zagłusza głos Mery, używam tego zwrotu jako usprawiedliwienia! Album otwiera utwór „Niema Mery” z bardzo dużym potencjałem na kolejny singiel, bo zarówno jego duża dynamika i repetytywność sprawiają, że bardzo szybko zapada w pamięć. Zaraz po nim mamy przejście do tytułowego, pierwszego singla, który parę miesięcy temu był wizytówką Mery i doskonale sprawdził się jako zwiastun krążka. Wersja zawarta na albumie jest jednak nieco bardziej rozbudowana aniżeli ta, którą możemy usłyszeć wraz z załączonym na YouTube klipem. Bez wątpienia jest to jeden z moich ulubionych utworów, choć pierwsze piętnaście sekund, wstęp do utworu, za każdym razem wprowadza mnie w małe zakłopotanie, bowiem bardzo przypomina mi pierwsze dźwięki „Sweet Dreams” Beyonce.

Cały album to takie espresso w pochmurny poranek, skondensowana energia zamknięta w dźwiękach. Jedynie utwór „Brak”
 i wspomniane wcześniej intro pozwalają na chwilę oddechu. Uważam, że „Brak” powinno wybrzmieć na albumie w nieco dalszej kolejności, bo brnąc w porównania działa trochę tak, jakby po wypitym łyku espresso zdecydować się na zmrużenie jeszcze oka. Broni się on natomiast jednym z ciekawszych tekstów i dużą otwartością artystki w stosunku do własnych uczuć, a konkretnie nieumiejętności radzenia sobie z tęsknotą za bliską osobą.

Dalej jest już tylko petarda! „Wrzesień” to utwór o niespełnionych obietnicach i o kreowaniu teraźniejszości nadal pod wpływem przeszłości. „Przegapiłam pogrzeb swój” oraz „Liczydło” to moje typy na kolejny singiel, choć chyba z nieco większym naciskiem na pierwszy z wymienionych. Myślę, że bez problemu podbiją serca słuchaczy Radiowej Trójki i innych niszowych stacji radiowych. Mają one chwytliwe, wyraziste refreny, które w dodatku, za sprawą przekoloryzowania tekstowego, wywołują uśmiech na twarzy. Czy jest lepszy (i przyzwoity) sposób, by przyciągnąć uwagę słuchacza? W odróżnieniu do utworu „Wrzesień” są one bardziej sformatowane, uporządkowane, a przez to z pewnością łatwiej przystępne odbiorcom. Utwór „Kolego” został idealnie zobrazowany przez Mery w załączonej książeczce. Jest on wystawieniem środkowego palca z dołączonym w pakiecie uśmiechem na twarzy w stronę opisywanego na albumie tajemniczego Pana. Nie wiem czy to najlepszy ze sposobów, aby dać komuś do zrozumienia, że nami się bawi, ale już poziom, na który wzbiła się tekstowo w tym utworze Marysia, jest zdecydowanie skuteczny i dosadny. 
„Alarm” to drugi singiel promujący to wydawnictwo. Jest bezpiecznym, jednak przemyślanym wyborem. Dopiero po czasie widzę jak klip nagrany w pędzącej nieustannie Japonii perfekcyjnie odzwierciedla dynamikę utworu. Album zamykają utwory „Sukienka w pasky” oraz „Salvador Spolsky”. Szczególnie ostatnia kompozycja podsumowuje nieobliczalność, wielowarstwowość artystyczną Mery i łamie schemat dziesięciu poprzednich utworów. Kończąc album artystka zebrała się na choć nadal nietypowe, to jednak podziękowania w stronę adresata utworów. Bez Pana, którego miło było poznać i który narobił sporo zamieszania, nie mielibyśmy dziś okazji posłuchać albumu Mery Spolsky w takiej formie.  

Mery Spolsky - Miło Było Pana Poznać
Album Cover
Źródło: Kayax


Do drobnych uwag należy zaliczyć czasami przewagę instrumentów nad wokalem Marysi. Mając na względzie fakt, jak istotna jest tutaj zabawa słowem i treść, należy na takie sprawy zwrócić szczególną uwagę. Miałem przyjemność zobaczyć występ artystki na Scenie Alternatywnej (TVP Kultura), na podstawie czego muszę nadmienić, że dodatek gitary akustycznej do utworów naprawdę, używając kolokwializmu, robi robotę. Domyślam się, że jej brak na albumie był jednak celowy i nie chcę polemizować z koncepcją albumu, niemniej jednak radziłbym to przemyśleć w kolejnych poczynaniach artystki. Zrodziła się również obawa o występy na żywo. Choć występy telewizyjne, które na szczęście miałem okazję zobaczyć przed napisaniem recenzji, lekko rozwiały moje wątpliwości, to jednak mam ogromną nadzieję, że niedalekiej przyszłości będzie mi dane zobaczyć Mery w akcji.

Bardzo ciekawi mnie jak dalej potoczy się kariera Mery. Album „Miło był Pana poznać” stanowi pewną, jednak zamkniętą całość. Sama artystka opisała go jako „minimalizm w lekko cukierkowym wydaniu”. Myślę, że to stwierdzenie bardzo trafnie oddaje charakter albumu. Ciężko być obojętnym w stosunku do jej twórczości – albo się ją akceptuje i lubi, w przeciwnym razie może lekko drażnić i irytować. Mam nadzieję, że Mery nie zabraknie inspiracji i za jakiś czas otrzymamy coś równie interesującego. Mnie kupiła swoją bezkompromisowością i zdecydowanie będę jej kibicować.


OCENA: 8.0/10.0

Sztuka to coś, co dziś jest brzydkie, a za kilka lat będzie ładne.” Coco Chanel


Sztuka to coś co robi człowiek, kiedy nie wie co robić w domu i zagrodzie. Wypchaj się Coco!Mery Spolsky




Znajdziecie nas na:
(kliknij na logo)










Komentarze

Popularne posty