#292 Recenzujemy: Rachel Platten - "Wildfire"!
Choć na koncie ma aż
trzy albumy i w maju skończy trzydzieści pięć lat, to większości stała się
znana dopiero teraz. Rachel Platten, bo o niej będzie dziś mowa,
zadebiutowała trzynaście lat temu albumem "Trust In Me", o
którym usłyszało wówczas zaledwie kilkadziesiąt osób. Podobnie było przy "Be
Here", czyli drugim krążku, który ukazał się w 2011 roku. Rachel
Platten jest idealnym przykładem tego, że na prawdziwy sukces należy sumiennie
pracować nawet wiele lat, ale przede wszystkim nigdy się nie poddawać. Wiosną
ubiegłego roku podpisała kontrakt z Columbia Records, czyli
jedną z największych wytwórni muzycznych w Stanach. Owocem współpracy jest
album "Wildfire".
"Wildfire"
trafił na półki sklepów muzycznych w Stanach już w pierwszym dniu 2016 roku, w
Polsce mogliśmy go kupić tydzień później. Jego zwiastunem był zapewne doskonale
większości znany utwór "Fight Song", który chyba dość
niespodziewanie wspiął się aż na 6 miejsce Billboard Hot 100 oraz
na pierwsze miejsce list przebojów m.in.
w Wielkiej Brytanii, czy Kanadzie. Utwór mówi o tym, że należy do samego końca
walczyć o swoje marzenia. Wokalistka napisała go po to, by po wielu latach
działań w branży muzycznej uświadomić i przypomnieć sobie, że muzyka jest w
pełni tym, co kocha robić i nieważne, czy dzieje się to na dużą, czy małą skalę.
Jak widać ciężka praca przynosi efekt.
Na popularność singla
z pewnością wpłynął także występ podczas trasy "1989 World Tour" Taylor
Swift, która gościła również takich artystów jak Justin Timberlake,
Ellie Goulding, Mick Jagger, czy Selena Gomez. To zdecydowanie duże wyróżnienie
dla Rachel. Wykonanie utworu "Fight Song" wraz z 50-tysięczną
publicznością z pewnością zapamięta na długo. Bycie w "Taylor Swift
Squad" to już olbrzymi sukces.
Na drugi singiel
wybrano "Stand By You". Utwór z pięknym tekstem mówiącym
o wsparciu, miłości, przyjaźni, rodzinie i przede wszystkim po prostu o obecności
dla drugiego człowieka. Do singla powstał bardzo uroczy, ciepły, pełen światła
i radości klip, który choć nie cieszy się już tak dużą popularnością, jak
poprzedni, to w zaledwie dwa miesiące ma ponad dziesięć milionów wyświetleń.
Wynik jak na gwiazdę POP nie powala, ale myślę, że jego czas jeszcze nadejdzie,
bo dopiero teraz ruszyła promocja m.in. w polskich rozgłośniach radiowych.
Utwór wciąż tkwi w tzw. "poczekalniach" list przebojów.
Prognozuje się, że
kolejnym singlem zostanie utwór "Astronauts", który już trafił
na wiele playlist ułożonych przez serwis streamingowy Spotify. Jeśli plotki okażą się prawdą to niestety prognozuję duży
niewypał, bo można go zaliczyć do najsłabszych kawałków na albumie. Bardzo
prosta, wręcz banalna linia melodyczna i zerowa dynamika sprawiają, że utwór
jest bardzo męczący i płasko brzmiący. Nic go nie wyróżnia.
Jeśli chodzi o single
to zdecydowanie jest w czym wybierać. Cały album "Wildfire"
przepełniony jest energetycznymi, łatwo wpadającymi w ucho utworami. Oczywiście
są to piosenki, o których za 3 lata nikt już pewnie nie będzie pamiętał, jednak
podejrzewam, że część z nich będzie miała jeszcze swój moment w rozgłośniach
radiowych. Ogromny potencjał ma z pewnością "You Don't Know My Heart", który przy dobrej promocji ma szansę
powtórzyć sukces "Fight Song".
Jeśli skusicie się by
odsłuchać ten album to zdecydowanie zwróćcie uwagę na takie utwory jak "Speechless"
czy "Congratulations". To według mnie najciekawsze momenty „Wildfire”. Wciąż jednak zbyt poprawne.
Niestety nie jestem w stanie napisać nic więcej. Aby zapamiętać ten album na
dłużej potrzebowałbym zdecydowanie więcej charakteru i emocji.
Muszę również zwrócić
uwagę na aspekt promocji albumu, która prowadzona jest doskonale, bez
pośpiechu. Management zdecydowanie daje czas na dotarcie singlom do szerokiego
grona odbiorców. Nie mamy tutaj problemu jak w przypadku Foxes, czy Sii, które
co chwilę częstują nas nowym utworem, nie dając szansy poprzednikowi na
"rozwinięcie skrzydeł". Oby tak dalej, a „Rachel Platten” być może
nie będzie dla większości nieznaną postacią.
Być może jestem trochę niesprawiedliwy pisząc
o Rachel jako artystce jednego sezonu. Niemniej jednak nie potrafię wyzbyć się
tego wrażenia. Bardzo chciałbym się mylić i za pewien czas usłyszeć coś nowego,
wykraczającego daleko poza granicę wspomnianej poprawności.
Album jest bardzo
ciepły. Myślę, że sprawdzi się w szary, zimowy czas, doda energii i motywacji
podczas chandry na ogół towarzyszącej chłodnym, krótkim dniom. Nie jest to
jednak album odkrywczy, zaskakujący. Z drugiej strony czego spodziewać się od
artystki, która dopiero buduje swoją pozycję w świecie muzyki POP? Chyba ciężko
oczekiwać stanowczych i kontrowersyjnych pod względem brzmienia posunięć. Myślę,
że świat muzyki potrzebuje również takich artystek jak Rachel. Ostatnio brakuje
czystego popu. Nieustannie do potencjalnych hitów na siłę wplata się elementy
elektroniki, czy syntezatorów. Rachel choć wydała bardzo bezpieczny pod
względem brzmienia album, to zdecydowanie rzetelnie zapracowała na swój sukces.
OCENA:
6.5 / 10.0
Zapraszamy na nasz facebookowy profil!
Jeśli chodzi o album to mam mieszane uczucia, ale jest tam część prawdziwych perełek xD
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja! :)
mlwdragon.blogspot.com
,,Fight song" jak najbardziej znałam.mało kto chyba nie zna.jednak to nie do końca moje klimaty...
OdpowiedzUsuńzainteresowana Twoim postem trochę poszperałam.posłuchałam.i zaskoczenie!
potencjał rzeczywiście ogromny.głos obiecujący.nic tylko słuchać! 😊
cowtrawiegrawieczorami.blogspot.com